Tydzień temu Tomasz obiecał mi, że w następną niedzielę (czyli wczoraj) wstanie wcześniej niż ja. Nadeszła wiekopomna niedziela po nocy nieprzespanej z powodu upchnięcia się Olka w naszym łóżku. Uciekłam w środku nocy do Olkowego łóżka. Zniosę chrapanie, zniosę rozpychanie się z dwóch stron, ale śmiechu w pełnym wymiarze przez sen nie zniosę, więc zwiałam i powiedzmy, że spało mi się w miarę dobrze, dopóki nie pojawił się Seweryn, około 6.30.
Starym zbójeckim sposobem, żeby ściągnąć mnie z łóżka, zaczął mnie wkręcać, że chce mu się jeść i już dłużej nie wytrzyma. & razy powtórzyłam, że ma iść z tym problemem do taty. Z ósmym razem nie wytrzymałam i wstałam sama, zdążyłam sprzątnąć oba łózka chłopaków, kiedy znad naszego wyrka dobiegł głos:
T: No przecież już wstaję...
Poszli na dół, więc ja hyc do łóżka i nasłuchuję. Nikt nie robi śniadania, nikt nie włącza bajki. Jedyne co słychać, to dźwięk bolida Kubicy. Mija 10 minut, słychać tupot małych stóp na schodach
T: Olek, nie idź do mamy!
Domyślam się, że Olek po pół centymetra, niezauważalnie przesuwa się w górę schodów
T: Olgierd mówię do Ciebie, nie wolno iść do mamy, mama śpi
Zapewne proces przesuwania się postępuje
T: Olgierd, bo będzie szlaban na słodycze do końca tygodnia!
Tup, tup, tup, szybko szybko, moim oczom ukazuje się Olut w pełnej okazałości, który pakuje mi się do łózka i stęka:
O: mama, kiedy zejdziesz na dół...??
Mija 5 minut i dociera do nas Seweryn
S: Mama chce mi się jeść, kiedy zejdziesz na dół??
Dosyć, poddaję się, przecież ten plan od początku skazany był na klęskę. Wstaję, idę na dół, robię śniadanie, ubieram siebie i potwory...
Wieczorem próbuję dogryźć Tomkowi, że z obiecankami to zawsze tak
T: No jak to, przecież wstałem!
A: Mówisz o tym blamażu dziś rano??
T: (przekonany o słuszności swoich racji i z ogromnymi oczami) Powstrzymywałem?? Powstrzymywałem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz