środa, stycznia 06, 2010

O Mikołaju po raz drugi

Mikołaj, który przyszedł do nas w Wigilie został zdemaskowany jeszcze w progu przez własną, osobistą córkę. Cóż, wuj Grześ nie miał szans. Nie pomogły tłumaczenia, że to nie Grzesiek, bo on jest już w pracy. Maja widziała "taty obrączkę" i już. Chłopcy za to, choć też się zorientowali błyskawicznie, to ustalili wspólnie, szeptem na ucho, że tańczą tak jak im zagrali.

Pierwszego dnia Świąt, wieczorem leżą już obydwoje w łózkach:

S: Mama ja cię zapytam o coś
A: No, to pytaj
S: A czy ten Mikołaj to istnieje naprawdę?
A: (ups! Panika! I co teraz?) Hmm, a jak ty myślisz?
S: Nie wiem, dlatego ciebie pytam
A: (no to wpadka na całego, w sumie to jestem dumna z jego inteligencji, ale mnie załatwił) No wiesz, mi się wydaje, że istnieje, mieszka gdzieś daleko, daleko, w Laponii. I nie zawsze zdąży stamtąd do wszystkich dzieci, więc prosi ich rodziców o pomoc.
S: Yhmm. No to dobrze. Dobranoc.

Brak komentarzy: