Każdego dnia rano budzę rozbójników. Jeden na mnie warczy, a drugi jęczy "mama, ale nigdzie nie jedziemy...?" Odpowiadam zgodnie z prawdą, że jedziemy do przedszkola, do żłobka i do pracy. Dziś wieczorem, po Lokomotywie i Wielorybie Tuwima:
S: Mama, ale nigdzie nie jedziemy...?
A: Teraz nigdzie nie jedziemy, teraz idziemy spać.
S: No dobra, to jak ty powiesz, że jedziemy, to ja wtedy powiem, że nigdzie nie jedziemy.
I bądź tu człowieku mądry - czy "nigdzie nie jedziemy" wynika z niechęci do opuszczania łóżka, z dążenia do posiadania całej rodziny w komplecie czy też ze zwykłej dziecięcej kokieterii? A może leży w tym jakieś głębsze dno i funkcjonuje na zasadzie "wiem, że nic nie wiem" ?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz