poniedziałek, grudnia 24, 2007

Bardzo ciężka praca

W sobotę kupiliśmy rybki. Dzieci były o tym poinformowane już w piątek wieczorem i z tego względu spać nie mogły. Rano Olgierd dostał ... (nie wszyscy chcą o tym czytać ;-) )... i cała akcja zawisła na włosku. Ale w końcu wyjechaliśmy. Mróz był (niekoniecznie trzaskający) i brzegi stawów paskudnie oblodzone. Musiałam łotrów trzymać za kaptury, bo powpadaliby mi do wody. Obydwoje byli zachwyceni. Olek krzyczał: "Ja nie boje liby, ja nie boje liby" i podłaził coraz bliżej brzegu. Cała kolejka oczekujących na karpie chichotała pod nosami. A na sam koniec strasznie się pokłóciliśmy, bo najpierw Panowie nie chcieli iść do samochodu, a kiedy się jednak zgodzili Olgierd postanowił nieść siatkę. Prawie 5 kilogramów ryby stanowi 1/3 wagi Olgierda oraz połowę jego wzrostu. W efekcie siata była ciągnięta po ziemni, na co oczywiście nie mogłam pozwolić, żeby nie skończyło się jak z pstrągami... no i sami wiecie ;-)

Brak komentarzy: