Zastanawiam się co łatwiejsze. Budzić moje dzieci rano, ubierać i eksportować do przedszkola i żłobka, czy też wieczorem rozpakować, umyć i uziemić w łózkach. Z Olkiem jest łatwiej wieczorem, nadal śpi w łóżeczku ze szczebelkami, więc po włożeniu do niego przynajmniej nie ucieknie. Choć to też nie jest wcale przesądzone. To znaczy, uciec nie ucieknie, ale...
W tygodniu, rano, kiedy mają wstawać i się ubierać nagle zadziwiająco obydwoje pragną leżeć pod kołdrą. Olek krzyczy na mnie w tym swoim języku zrozumiałym dla nielicznych, że mam go natychmiast przykryć. Seweryn natomiast na hasło "Ubieramy się" tonem niezwykle znudzonego poranną rutyną odpowiada "Najpierw Olek". Jasne, najpierw Olek, spróbuj go tylko człowieku ubrać, jak jesteś taki mądry. Ostatnio odkryłam rewelacyjną metodę na ubieranie Olka "najpierw". Ciekawe jak długo będzie skuteczna. Dzieci w żłobku przerabiają temat "części ciała", więc wykorzystując świeżo zdobytą Olusiową wiedzę zakładamy odzienie i chowamy stopy w skarpety, nogi w spodnie, ręce w rękawy itp. głośno przy tym poszukując każdego fragmentu Olgierda.

Z Sewerynem już jest szybciej, zwłaszcza, że w tym przypadku działa ewentualna groźba pozostania w domu. Tak, tak, Olek z takich tekstów nie robi sobie zupełnie nic. Mało tego, kiedy mówię "Olgierd, ubieraj się bo zostaniesz w domu" to Seweryn zaczyna buczeć "Mama, nie zostawiajmy Olka.... aaaa..."

Za to wieczorem są dwie opcje zakładania pidżamy. Pierwsza, zdecydowanie łatwiejsza, podczas oglądania bajki. Oczka zajęte Lucky Lukiem albo innym takim Nemo czy Iniemamocnym nie notują nawet faktu, że cielsko nagle znalazło się odzieży nocnej. Standardowa awantura o jeszcze jedną bajkę zostaje zduszona w zarodku i po niej następuje eksport dzieciaków na pięterko do łóżek. Od kiedy Seweryn nauczył się liczyć (jeden - dwa - cztery) nie ma już możliwości zaprzestania na jednej tylko Lokomotywie Tuwima. Bajki muszą być "jeden - dwa - cztery" i koniec kropka. I ta sama Lokomotywa nie jest już na topie niestety (niestety, bo znam ją już na pamięć i opanowałam już nawet czytanie jej z zamkniętymi oczami, w takim sobie pół-letargu). Teraz uczę się opowieści o Panu Maluśkiewiczu i Wielorybie. Mniej więcej przy piątej zwrotce Olkowi kończy się mleko w butli, co oznacza uwolnienie organów mowy. Uwolnione organy domagają się "O pociągu, o pociągu, o pociąguuuu....." i tak do końca bajki, to jest przez kolejne kilkanaście zwrotek.

Kiedy dobrniemy do "O pociąguuuu...." to mleko w butli kończy się Sewerynowi i następuje to co powyżej, z tą tylko różnicą, że Seweryn z uporem maniaka przypomina mi, że bajek ma być "jeden - dwa - cztery". Całe szczęście kolejne dwie mogę (jeszcze) wybrać sama - więc nie jest trudno się domyślić, że wybieram te najkrótsze ;-)
Zdjęcia są zeszłotygodniowe,
co bynajmniej nie oznacza, że się już przeterminowały ;-)
Byliśmy na targach modelarskich i wszyscy trzej Panowie wrócili zachwyceni. Muszę też dodać, że na 50 pstrykniętych fotek, dzieci są na zaledwie kilku
i to w dodatku w tym samym miejscu. Zapewne oznacza to, że tata
znalazł znacznie więcej bardziej interesujących obiektów do fotografowania ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz