Jadę autem do pracy (autem, nie maluchem - podkreślam :D ). Seweryn już w przedszkolu, Olgierd na tylnym siedzeniu. Korek paskudny. W zasadzie nie jedziemy tylko się przesuwamy. Wyzywam pod nosem:
A: Do diabła, jakieś czary trzeba odprawić, żeby to wszystko przeskoczyć?
O: Okus pokus, mary mary
(Uśmiałam się jak norka, a w żłobku zapytałam o to panią. Dzieci uczą się czarować, bardzo dobrze, może mi Olek wyczaruje samolot, żeby korki omijać)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz