niedziela, marca 25, 2007
Olgierd lunatykuje
Seweryn ma anginę (pomijając cały ten chorobowy zgiełk, nareszcie to jakaś normalna choroba, taka, która ma nazwę inna niż „zapalenie oskrzeli”;-)) Z tego powodu dzieciaki w liczbie obu sztuk rezydują u babci. Robią tam tak kosmiczny bałagan, na każdym dostępnym centymetrze kwadratowym mieszkania, włącznie z podtapianiem dywanów i kolorowaniem mebli, a także uruchamianiem kuchenki mikrofalowej, a to tylko niewielki procencik ich możliwości, – ale co mnie to obchodzi, nie moje mieszkanie i nie ja im na to pozwalam. W nocy z czwartku na piątek spałam tam z nimi, żeby oszczędzić łobuzom pobudki o 6 rano. Ja i Seweryn w łóżku, Olgierd na materacu. W domu Olek śpi w łóżeczku ze szczebelkami i metody wyjścia z takiej „klatki” jeszcze nie opanował. Natomiast wydostanie się z materaca leżącego na podłodze, mówiąc delikatnie, nie stanowi absolutnie żadnej trudności. Ok., jakimś cudem udało mi się go uśpić. Za to podczas pacyfikowania drugiego rozbójnika, sama padłam prędzej niż on. W nocy oczywiście standardowe przejścia z temperaturą, nurofenem i „mama siku”, co 40 minut. Kiedy w końcu udało mi się zasnąć, tak w okolicach 3 nad ranem, jak przez sen usłyszałam klapanie bosych stópek po podłodze. Mały nawiał z materaca!!!!! I choć pewności nie mam, to wydaje mi się, że on szedł i spał. Obudziłam się i wołam go „Olek, Olek, wracaj, chodź do mamy, no chodź…” a on stoi jak wryty. Więc szybciutko: butla, mleko, poszłam po niego na ten korytarz i przyprowadziłam za rękę. Zasnął natychmiast. Ciekawe po kim takie cuda, bo po tatusiu tym razem na pewno nie… tatuś jak zaśnie, to go salwy armatnie nie wzruszą ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz