wtorek, września 27, 2011

Kasztany i pajęczyna kłamstewek

Jest niedziela. Słoneczna. Od tygodnia dzieciaki trują o zbieraniu kasztanów. W sobotni wieczór pod 7 drzewami kasztanowca znaleźliśmy tylko 3 kasztany. Więc we wspomnianą słoneczną niedzielę dzieciaki ruszają do ataku ponownie

Seweryn: Mówię ci, trzeba iść rano, wtedy jeszcze nikogo pod tymi drzewami nie było i kasztany leżą
No dobra, daję się namówić, jedziemy i faktycznie znajdujemy ich niemal tonę! W tym szale zbieractwa w ogóle nie słyszę, że mój telefon dzwoni prawie ciągle.
Kiedy docieramy na budowę Tomek melduje, że poszukuje mnie babcia Danka. Chwytam wiec za telefon, a tam 4 połączenia od cioci Maryli i jedno od babci Danki. Oddzwaniam według ilości połączeń, zaczynam od Swarzędza

A: Cześć ciocia, dzwoniłaś
C: Tak! Słuchaj, twoja mam do mnie dzwoni, chce zabrać dzieciaki i mnie do jakiegoś Kostrzyna! Ja jej powiedziałam, że my jesteśmy umówieni z dziećmi na zbieranie kasztanów i do żadnego Kostrzyna nie jadę
A: No dobra, zaraz do niej oddzwonię.

A: cześć mama, dzwoniłaś do mnie
M: Tak, słuchaj, namów ciotkę, ja zaraz przyjadę po nią i po dzieciaki i albo będziemy u nas albo pojedziemy na festyn do Kostrzyna
A: ja z nią rozmawiałam, ona nie chce jechać, bo my byliśmy umówieni na zbieranie kasztanów na popołudnie
M: No to możemy zbierać kasztany u nas, tu też są kasztanowce. Wyruszam, dzwoń do niej i ją namów, za pół godziny jestem po dzieciaki


Wpadam w panikę. Jak tu wejdzie i zobaczy ten kosz pełen kasztanów to będzie afera! Próbuję podjać wyzwanie
A: Dzieciaki, słuchajcie, zaraz przyjedzie po was babcia i was zabierze do siebie
Chłopaki: O hura! Fajnie!
A: I teraz jest taka sprawa. Babcia chce was wziąć na kasztany, wiec jej nie powiemy, że już mamy od rana, schowamy te nasze i ani słowa, że rano zbieraliśmy
Seweryn: Hmm, a kłamstwo nie popłaca!
A: (konsternacja): Cicho! W twoim przypadku popłaci! Nic nie gadaj, że masz to będziesz miał dwa razy tyle!

Niby plan chytry, ale i tak już wiem, że jestem spalona. Potwory nie utrzymają jęzorów za zębami i zaraz się wyda, że wycykaliśmy wszystkich i pojechaliśmy rano sami.

Po 20 minutach pojawia się babcia, odciągam ją na bok i tłumaczę, że ciotka nie jedzie bo nie chce, była z nami umówiona na kasztany, ale dzieciakom tak się paliło, że pojechaliśmy sami z samego rana.

I całe szczęście, bo okazało się że w słoneczne, niedzielne popołudnie kasztanów już nigdzie nie uświadczysz, w przeciwieństwie do słonecznego, niedzielnego poranka!

1 komentarz:

Beluuu pisze...

No rzeczywiście kasztany to tylko rano, bo wszyscy chcą takie małe cudka ;] Pozdrawiam i zapraszam :)
www.werodaktyl.blog.onet.pl