Ano tak, mam wyrzuty sumienia i stąd właśnie ten post, jak się "wypiszę" to może mi przejdzie. Otóż poniżej historia z wczoraj:
Pojechaliśmy na budowę i kupiliśmy piec-kozę, taką najtańszą, żeby grzać w tym budynku i osuszać mury. Dzieciaki latały, coś robiły (topienie pająków, wyciąganie gratów z warsztatu, piłowanie płotku od warzywniaka, itp.) ale po jakimś czasie już się zaczęli nudzić i chcieli do domu. A tu jeszcze mnóstwo roboty. Olek zawsze gdy chce zwrócić na siebie uwagę to albo jest głodny, albo siku albo mu zimno. Więc jak mu zimno to oddałam mu swoją puchową kamizelkę - śliczną, pomarańczową, ulubioną rzecz jasna. Chodził w niej i było ok, do czasu jak nie podszedł za blisko do tej kozy (bo nadal zimno - czyli czytaj: nadal nuda). I kamizelka się stopiła na przodzie. W sumie dobrze, że to sztuczne i na nim nie zapłonęło, ale samo się nie naprawi. Poszłam w drugi kąt ogrodu, żeby go nie widzieć i nie zrobić awantury, żeby ze spokojem odliczyć do tysiąca. Po 15 minutach wpakowałam obu do samochodu i mówię do Olka, że jak zajedziemy do domu to wezmę jego żyrafę i odetnę jej głowę (żyrafy - jak już pół społeczeństwa wie - to jego ulubione zwierzaki i Olek kolekcjonuje figurki, pluszaki, wszystko co z żyrafą). Minę zrobił nieziemską, ale słowem się nie odezwał. Całą drogę do domu jechali obydwoje skruszeni maksymalnie. Weszliśmy przez próg, chłopcy się rozbierają, a ja biegiem do sklepu jeszcze. Wracam, Tomek odkurza odkurzaczem, a chłopaki łażą za tym pudłem i się podczepiają. Tomek mówi po raz trzeci, że mają to zostawić, ale nadal impreza na całego. Więc jak ryknęłam, że "do pokoju ale już" i tam moralniaka, że nie będzie dobranocki, bo są nieposłuszni itp. I mówię też na sam koniec: poproszę żyrafę! O kurka, mina grobowa, oczy w podłogę i Olek kurczy się w oczach. Po raz drugi proszę o żyrafę, a on jeszcze mniejszy i jeszcze bardziej wbity w podłogę. Wyszłam z pokoju, bo już nie mogłam ze śmiechu, wyśmiałam się, wracam. Panowie siedzą na kanapie we dwójkę przerażeni, Olek ściska wszystkie 4 żyrafy, dundel mu wisi z nosa aż do brody, stoi w kałuży łez niemalże. Pytam: już wybrałeś którą mi oddasz? A on wyciąga rękę z jedną największą i najstarszą jednoczenie i w płacz tym razem już z fonią. Więc tu już nie wytrzymałam i mówię, że daruję jej życie, ale że Olek ma wiedzieć, że jest mi tak samo przykro z powodu zniszczonej kamizelki jak jemu z powodu też żyrafy! I że mają dbać o rzeczy swoje i nasze również.
Epilog:
No cóż, wiem, że kara nie do końca adekwatna do przewinienia (no niby nie spalił tej kamizelki celowo!), ale kiedy "nie obejrzysz bajki" i "nie dostaniesz słodyczy" nie działa już w ogóle, moja kreatywność w tym zakresie się kończy. Ciekawe swoją drogą na jak długo wystarczy taka nauczka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Mistrzyni suspensu - słowo daję:)Nic się nie martw, raczej traumy mieć nie będą. Cel uświęca srodki hehehehe
pozdrawiam
Aśka:)
No ja nie wiem. Jak na razie to Olgierd na mój widok mówi: kochana mamusia! Mamusia jest najładniejsza na świecie! Ja tylko mamę kocham...
:D
Wyrzuty sumienia ma... za to jak dorośnie, to Ci kupi całą garderobę kamizelek w różnych kolorach:)
Aśka
Tego jeszcze nie próbowałem. Co prawda mój synek nie ma ulubionego zwierzaka, ale coś by się znalazło!
Krzysztof
http://mojaakita-inu.blogspot.com/
hehe, zawsze się znajdzie coś na czym mu w danej chwili najbardziej zależy! Ale nie próbuj, ja osobiście dostałabym furii gdyby ktoś mi powiedział, że potnie moje bilety na Bryana Adamsa!
Prześlij komentarz