Olek przydzwonił małym palcem u nogi o krzesło. Uuuu, porządnie przydzwonił. Paluch spuchnięty, Olek w krzyk. Sytuacja się jakoś uspokaja, ale jest już jasne, że palec parę dni będzie bolał, więc uprzedzamy, że do rana na pewno, a może i dłużej. Następnego dnia odbieram Olka ze szkoły:
- mama, a tata mnie oszukał, jak rano wstałem to powiedział, że jak pójdę do szkoły to przestanie boleć, a w szkole jak zmieniałem buty to mnie bolał!
Wieczorem przebiera się w pidżamę, znów zahacza tym paluchem o spodnie i w płacz. Biegnę na pomoc, Olek siedzi na podłodze i buczy:
- mnie tak boli ten palec, ja muszę chodzić z laską!
...po czym bierze ciupagę, odwraca ją "do góry nogami", stawia stopę na poziomym drewienku i idzie myć zęby podnosząc sobie tą nogę ciupagą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz