wtorek, czerwca 16, 2009

Słowo - wytrych

Niedziela rano. Na dole bajka w toku, na górze chrapanie. Na zmianę wykopujemy się z łóżka. Po raz 4 czy 5 przysypiam już całkiem nieźle, a z dołu zaczyna się zawodzenie:
O: Maaaama!!!
A: (udaję, że nie słyszę)
O: Maaaaaaaamaaaaaa!!!
A: (jak poprzednio - udaję, że mnie nie ma)
O: Maaaaaaaaaaaamaaaaaaa!!!
A: (do diabła, zaraz naprawdę się teleportuję gdzieś, żeby tylko nie słyszeć)
O: Maaa...
A: (miarka się przebrała, ruszam, staję w połowie schodów, widok w sam raz na kanapę): Co jest?
O: Nosek.
A: Olgierd ty chyba oszalałeś, chusteczki stoją metr od ciebie, a ty mnie z łózka wyciągasz?
O: Nosek.
A: Wybij to sobie z głowy, że ci go wytrę, rusz się z tej kanapy!
O: (patrzy z niedowierzaniem)
A: No mówię do ciebie dziecko, wstawaj i weź chusteczkę!
O: ...dziękuję...
A: Proszę cię bardzo, ale to nie to słowo, wstawaj i bierz chustkę!
O: ...przepraszam...
A: Olgierd, do pioruna, rusz się, bo ja ci tego nosa nie wytrę. Choćbyś i nawet trafił w końcu w to "poproszę". Tym razem nie zadziała!

Wstaje z kanapy i bierze chusteczkę. Ufff, po 10 minutach jałowej gaduchy! Jak mi to zrobi jeszcze raz, to teleportuję się na drugą stronę łóżka, tam nie dochodzą dźwięki z dołu!

Brak komentarzy: