Wczoraj małżonek mój osobisty powiedział coś na kształt obietnicy (po raz setny), że rano wstanie wcześniej niż ja i zrobi dzieciom śniadanie. Prawdopodobieństwo wykonania powyższego zwiększał fakt, iż o 6.20 rano Robert Kubica startował w Japonii. Oczywiście nawet Robert nie jest w stanie zagwarantować mi czegokolwiek, gdyż małżonka swojego znam już jakiś czas. A jednak, jakież było moje zdziwienie, gdy w mroku niedzielnego poranka o 6.18 zadzwonił budzik, a małżonek mój wstał jak nigdy i poszedł na dół oglądać wyścig. Pół godziny później wstał Olgierd, wtoczył się na miejsce Tomka do łóżka i rozpoczął nadawanie:
O: Mama, a włąćiś mi śfiatło, ja chcę się pobawić... Mama, a włąćiś mi śfiatło, ja chcę się pobawić... Mama, a włąćiś mi śfiatło, ja chcę się pobawić...
Po kolejnych 10 minutach wstał Seweryn i zaległ z drugiej mojej strony. Wymiękłam, wstałam ja i włączyłam światło. Poszli się bawić. 10 minut później Seweryn postanowił zejść na dół w poszukiwaniu gumowych rękawiczek, które to rękawiczki dostał poprzedniego dnia u babci Danki (jeśli z zabawek jest tylko jedna ciężarówka, to trzeba sobie znaleźć lepsze zajęcie niż szarpanina z bratem - od wczoraj musimy do niego mówić "Panie Doktorze"). Założył więc klapki i zszedł. Wrócił po chwili, z gumowymi rękawiczkami na rękach:
S: Mama, a tam na dole, na kanapie leży tata. Przykrył się kołdrą, bo mu zimno i mówi, że trzeba mu zrobić śniadanie.
Mija chwilka. Przez zamknięte oczy słyszę dialog lekarski:
S: Olek, bawimy się. Ja jestem panem doktorem
O: Tak
S: Dzień dobry, proszę się położyć tutaj. Czy Pan jest chory?
O: eee... (konsternacja, wielkie oczy)
S: Czy Pan jest chory?
O: Nie, ja jestem Olek! (ostatnio ma obsesję na punkcie swojego imienia i nazywaniem go pieszczotliwie. Na hasło "Robaczku" odpowiada "Ja nie jestem robaczek, ja jestem Olek" a jak słyszy o sobie "dzidzia" to już w ogóle dostaje furii.)
Ponieważ jednak Olgierd nie był chory (tylko był Olek!) Seweryn znudzony postanowił potowarzyszyć ojcu w oglądaniu wyścigów. Po paru minutkach dołączył do nich Olut, a wkrótce dostałam nawet śniadanie do łóżka!
Eee... czy ja wspominałam, że od 6.18 nie śpię?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz