U Słomki, w weekend. My urobieni po pachy, dzieciaki wchodzą ciotce na głowę
S: Ciocia, a może dasz nam coś dobrego?
Słomka: A co byś chciał Seweryn?
S: Może czekoladę?
Słomka: Ale przecież wiesz, że Olek nie może czekolady. A poza ym ja nawet nie mam
O: To może masz colę?
Slomka: Nie mam coli, ale mówiliście, że chcecie jeść, a nie pić. Jak chcesz pić to mam wodę mineralną
S: A może masz jakieś ciastka?
Słomka: Nie mam ciastek, ciocia nie kupuje słodyczy
O: A co masz?
Słomka: Mam szynkę, chcecie kilka plasterków?
S: nie, może nie
O: to może nam coś ugotujesz?
Słomka: Dobra, ale co?
S: Coś słodkiego!
U nas w dzień dziecka. Ciotka robi nalot z workiem słodyczy. Akcja kończy się ogólną dziczą przed samym spaniem. Wszyscy biegają dookoła domu, Olgierd nawet ze skórą owcy na grzbiecie. Wszyscy łaskoczą się nawzajem i generalnie jest głośno. Słomka pada wykończona na kanapę
Słomka: Już nie mam sił! Padam!
Olgierd: To może się czegoś u nas napijesz albo coś zjesz, to będziesz mieć więcej sił!
Słomka: Taa, jasne...
Olgierd: Tak! Tylko nie mój sok!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz